Czulent

r.

Pewna historia opowiada o prostym, nieuczonym Żydzie, który prowadził malutka gospodę na odległym szlaku handlowym, wiele dni drogi od najbliższego miasteczka ze społecznością żydowską. Pewnego roku, człowiek ten postanowił udać się do miasteczka na Rosz Haszana. Po długiej podróży dotarł do mistaeczka, i skierował się od razu do miejscowej synagogi. Gdy wszedł do środka synagoga był pełna modlących się ludzi. Nie bardzo nawet wiedząc na której stronie otworzyć modlitewnik, przybysz owinął się tałesem i stanął pod ścianą z tyłu. Po jakimś czasie zaczął odczuwać coraz większy głód, ale nic nie wskazywało na to, że modły mają się ku końcowi. Wizja pysznego świątecznego obiadu nie opuszczała go już teraz ani na moment. Dlaczego to tak długo trwa? Chyba już się dość namodliliśmy? Ale modlitwy trwały w najlepsze... Nagle, kantor wyśpiewał jakiś szczególnie piękny fragment modlitwy, a cała kongregacja zalała się łzami. "Dlaczego oni wszyscy płaczą?" - zdziwił się przyjezdny - "pewnie wszyscy inni także umierają z głodu!" Więc przyłączył się do powszechnych zawodzeń - jemu też przecież od dawna już kiszki marsza grały!

Ale wkrótce płacze ustały, i wszyscy zebrani w synagodze zatopili się w gorącej modlitwie. "Dlaczego już nie płaczą, już nie są głodni?" - dziwił się nasz bohater. Wtedy przypomniał sobie o czulencie... Jakiż to wspaniały, pyszny czulent czeka na niego! Wszystkie inne potrawy, któe żona przygotowała na świąteczny posiłek, bledły przy czulencie. Dokładnie pamiętał ten soczysty kawałek mięsa włożony go garnka poprzedniego wieczoru. Nasz prosty karczmarz wiedział o czulencie jedno - im dłużej stoi na ogniu, tym smaczniejszy jest potem. Pamętał, że dzisiaj rano, przed wyjsciem do synagogi zajrzał do garnka - czulent wyglądał i pachniał tak wspaniale. Ale po kilku dodatkowych godzinach, które spędza w synagodze - jakże cudowny musi być teraz czulent! Warto poczekać na to stojąc w kącie synagogi i niewiele rozumiejąc co sie dookoła dzieje, z żołądkiem przyschniętym dawno do żeber... Oczywiście, wszyscy dookoła na pewno kalkulowali podobnie - oni również mieli w domach garnki z czulentem! Nic dziwnego że modlitwy się przeciągają. "Ale to dobrze" - uśmiechnął się w duchu karczmarz - "im dłużej trwają tym lepiej dla czulentu". Jednak modlitwy trwały dalej! Karczmarza bolała już głowa, żołądek skurczył mu się do wielkości fasoli, gardło piekło z pragnienia i od łez, które wylał. Ale ilekroć wydawało mu się, że już nie wytrzyma dłużej, tylekroć przypominał sobie o czekającym na niego w domu czulencie, o soczystym kawałki mięsa w środku, o zapachu jaki wydobywa się z garnka... Każda kolejna minuta spędzona w synagodze, to minuta, którą czulent spędzał na blechu. Godzinę później kantor znów zaśpiewał szczególnie przejmującą melodię, jego głos wznosił się wyżej i wyżej, słowa zdawały się dosięgać bram Nieba, cała synagoga znów wpadła w przejmujący płacz i łkanie. "Basta!" - pomyślał coraz bardziej zrozpaczony karczmarz - "ileż w końcu można wytrzymać?! Czulent jest już na pewno gotowy. Umieram z głodu!" Historia żydów jest jak czulent... Talmud mówi: "Naród Żydowski został rozproszony pośród innych narodów tylko dlatego, by konwertyci mogli się do niego przyłączyć". Najprostszy poziom interpretacji tego stwierdzenia jest następujący - dzięki wiekom naszego wygnania, wielu nie-żydów zetknęło się z judaizmem i postanowiło przyłączyć się do naszego narodu. Ale chasydzka interpretacja mówi o niezliczonych duszach, które w trakcie naszego wygnania i rozproszenia byliśmy w stanie przekształcić, wznieść na wyższe poziomy - o "iskrach świętości" uwięzionych w materialnej cielesności. Wielki kabalista, rabin Izaak Luria (Ari) uczył, iż w każdym bycie, w każdym przedmiocie jest uwięziona jakaś część Boskości, i kiedy używamy go do wypełnienia przykazania, wyzwalamy tę ukrytą Boskość. Dlatego właśnie zostaliśmy rozrzuceni po wszystkich kontynentach - by odnaleźć możliwie jak najwięcej owych "iskier świętości" a następnie by je uwolnić. Dlatego w polskiej drukarni drukowana jest Tora, na papierze pochodzącym z Chin, wyprodukowanym z drzew rosnących na Syberii. To dlatego las, który był swiadkiem okropnego mordu dokonanego na żydowskiej ludności pobliskiego miasteczka jest teraz miejscem pielgrzymek i modlitw Żydów z całego świata, to dlatego na jednym z angielskich uniwersytetów została wymyślona pewna teoria naukowa, by ułatwić ludziom zrozumienie Boskiej mądrości stworzenia wrzechświata. Ale im bardziej "święta" iskra, tym głębiej jest ukryta. Kabaliści obrazują to przykładem walącej się ściany z cegieł - cegły z górnej części ściany zostaną rozrzucone najdalej. Tak samo Bóg sprawił, że najbardziej duchowe i święte elementy znalazły się na samych krańcach świata, na duchowych pustkowiach. Dlatego nasze wygnanie ma na celu powrót, zstąpienie do głębin materialności jest niezbędne do późniejszego wstąpienia na wyżyny duchowości. Dlatego Żydzi mieszkają we wszystkich, nawet najbardziej oddalonych od cywilizacji miejscach na świecie. Zatem logicznie - im cięższe wygnanie, im bardziej wymagające warunki, im niższych poziomów materialności doświadczamy - tym większa będzie nasza nagroda. Każda dodatkowa minuta na wygnaniu odpowiada bardziej wspaniałemu odkupieniu. Ale w końcu doczekamy momentu, w którym każdy Żyd będzie całym swym istnieniem wołał: "Basta! Czulent jest już gotowy! Chcemy w końcu wrócić do domu!". Posłaniec wracał z mieszanymi uczuciami - co prawda wypełnił swoją misję, zdobył wprawdzie pieniądze, ale sposób, w jaki został potraktowany, nie podobał mu się. Abraham, nie miał czasu spotkać się z nim osobiście, kontaktował się z nim przez swoich pomocników, nie zaprosił go także do domu. Posłaniec był tym wszystkim zaskoczony - słynny rabin wiele razy wychwalał niezwykłą gościnność i hojność Abrahama. Po powrocie przekazał pieniądze rabinowi i zdał mu szczegółową relację ze swojej misji. Rabin bardzo się zasmucił. Zrozumiał, że Abraham, który kiedyś, będąc biednym człowiekiem, miał złote serce, teraz - mając złoto i pieniądze - ma serce z kamienia. Postanowił odwiedzić Abrahama osobiście. Kiedy rabin przybył do Abrahama, ten przywitał go serdecznie i z honorami zaprosił do domu. Rabin był zaskoczony zmianą jak się dokonała - zamiast małego, skromnego, ale przyjaznego i ciepłego domu, jaki pamiętał, zobaczył ogromny, wspaniale urządzony dom, ale bez tamtej serdecznej atmosfery. Oglądając nowy dom Abrahama zatrzymał się przed wspaniałym lustrem w jadalni. To było największe i najwspanialsze lustro jakie kiedykolwiek widział. "Trochę się tu zmieniło, prawda?" z uśmiechem spytał rabina Abraham. "A to lustro jest moim klejnotem w koronie" - kontynuował - "kosztowało mnie małą fortunę, ale było warto. To prawdziwe dzieło sztuki, prawda?". "Tak," - odparł rabin - spora zmiana, spora...". Nagle wpadł na pewien pomysł. "Podejdź to proszę," - zwrócił się do gospodarza - "i stań przed lustrem. Co widzisz?" Abraham był zaskoczony "Widzę siebie," odparł - "swoje własne odbicie...". "Przypatrz się uważniej, co jeszcze widzisz?" spytał rabin. "Widzę odbicie swoich mebli, obrazów, tapet i zasłon, widzę odbicie mojego pięknego domu" - odparł Abraham. Wtedy rabin podszedł razem z kupcem do okna, odsunął zasłony i poprosił go, by wyjrzał na ulicę. Dom Abrahama stał przy ruchliwej ulicy, którą zawsze przechodziło sporo ludzi. Jednak to było małe miasteczko, wiec Abraham znał niemal wszystkich. Rabin zadawał mu różne pytania na ich temat - kobieta z koszem była biedną wdową z gromadka małych dzieci, a koszyk nosiła z nadzieją, że dobrzy ludzie wrzucą do niego jakieś datki. Opowiedział też rabinowi o Bence - nosicielu wody, który zestarzał się i bardzo trudno mu było nosić wodę. Oraz o Jankielu - krawcu, który codziennie chodzi na modlitwy do synagogi, ale jest tak biedny, że z trudem utrzymuje swoją liczna rodzinę. Abraham był bardzo zdziwiony, dlaczego słynny rabin zadaje mu takie pytania? Czy naprawdę interesują go ci wszyscy ludzie? Wtedy rabin powiedział "To bardzo dziwne, prawda? Zarówno lustro jaki i to okno są zrobione ze szkła, a jednak są tak bardzo różne...". "Nie rozumiem..." - odparł zaskoczony Abraham "Cóż, to proste - patrząc w lustro widzisz jedynie siebie i swoje bogactwa, patrząc przez okno możesz dostrzec o wiele więcej - tych wszystkich ludzi na ulicy, twoich sąsiadów. Szkło, które jest przeźroczyste pozwala ci dostrzec innych i ich problemy. Ale kiedy to samo szkło pokryte jest srebrem, widzisz tylko siebie samego. Czyż to nie jest dziwne? Czy myślisz, że zeskrobując z lustra srebrny podkład, będziesz w stanie dostrzec w nim także innych ludzi, a nie tylko siebie? Oczy kupca wypełniły się łzami. Czuł się taki zawstydzony. Zaczynał zdawać sobie sprawę z wszystkiego, co zaszło w jego życiu od poprzedniej wizyty rabina. Tego wieczoru Abraham urządził w swoim domu wielkie przyjęcie. Zaprosił na nie wszystkich mieszkańców miasteczka, a zwłaszcza tych najbiedniejszych. Wszyscy bawili się i jedli. W pewnym momencie gospodarz wstał. Zapadła cisza. Abraham poprosił wszystkich o wybaczenie. Obiecał, że od teraz będzie inaczej - że jak dawniej jego drzwi będą zawsze otwarte dla potrzebujących, a on sam nie będzie nigdy zbyt zajęty, żeby się nimi zająć. Gdy przyjęcie dobiegło końca i goście się rozeszli, Abraham podszedł do lustra, wyciągnął mały nóż i zaczął zdrapywać srebrną powłokę w jednym rogu. Nie spoczął, dopóki cały róg lustra nie stał się przeźroczysty. Wtedy odczuł wielką ulgę.