Przywracając Tu Bi’Szwat

r.

Tova Bernbaum


Niektóre święta, jak dobre wino, wydają się polepszać wraz z wiekiem: Im dłużej je celebruje, tym więcej znaczenia znajduję w zwyczajach i rytuałach, im jestem starsza i (mam nadzieję) mądrzejsza znajduję inne sposoby by odnosić się do tych samych wydarzeń.


Są też takie święta, które budzą niepokój w dzieciństwie, lecz wraz z upływem czasu tracą na znaczeniu. To nie tak, że już o nie nie dbam; po prostu nie mam już żadnych szkolnych projektów i zbiórek, które przypomniałyby mi o nadchodzącym święcie --- więc dopiero, gdy mój siostrzeniec lub bratanica przyniosą do domu kwiaty zrobione z owoców, zapala się żarówka w mojej głowie i mówię do siebie, "Hmm, znowu Tu B'Szwat? Gdzie uciekł ten czas?"


Kiedy dorastałam, Tu B'Szwat był dniem, który wyczekiwałam z niecierpliwością, jeśli nie z innego powodu, to chociażby dlatego, że oznaczał on paczki smakołyków z egzotycznymi owocami, takimi jak chlebek świętojański i figi. Niejasno rozumiałam, że jest to nowy rok dla drzew i ma to coś do czynienia z przyrodą, lecz nigdy nie dokopywałam się zbyt głęboko do znaczenia tego dnia. Wszystko, co było mi wiadome, to tyle, że jest to czas by rozsmakowywać się w rzadkich owocach, co też chętnie czyniłam.


Gdy byłam już starsza, te szkolne torebki owoców zniknęły, zabierając ze sobą obchodzenie Tu B'Szwat. Koniec z paczkami smakołyków był być może dobrą rzeczą (chleb świętojański może być bardzo ciężki dla zębów) lecz powiedzenie „do widzenia” Tu B'Szwat było smutnym, nieszczęśliwym skutkiem dorastania. To dziwna ironia, że dzień, w którym świetuje się naturę i cudowny świat, który stworzył B-g, bywa tak znaczący w dzieciństwie i tak przeoczany w starszych latach. W końcu, myslę, że to właśnie dorośli naprawdę potrzebują by przez chwilę docenić splendor tego złożonego i zróżnicowanego uniwersum, w którym żyjemy.


Dzieci już mają wrodzony zmysł ciekawości i poczucia cudowności jeśli chodzi o przyrodę. Widzą one piękno, tajemnicę, nawet duchowość w małych rzeczach, które dorośli często spisują na straty jako nieinteresujące albo bez znaczenia. Pamiętam jak jako dzieciak miałam zwyczaj zbierania bukietów mleczy by dać je mamie, która oszołomiona zawsze przyjmowała je z uśmiechem. Nie miało to dla mnie znaczenia, że jest to zielsko; wszystko co wyrastało z ziemi – liście, drzewa, trujące grzyby – wydawały się pięknę i że są rodzajem cudu. Nawet zapach skunksa okazywał się dla mnie intrygująco, tak zły, że aż dobry.


Natura jest również tym, co przywiodło mnie do prawdziwej wiary w B-ga. Pewnie, że koncept jednego B-ga został wdrążony do mojej głowy wcześniej niż jeszcze pamiętam, lecz dopiero pewnego dnia, kiedy siedziałam w klasie w szkole podstawowej, faktycznie poczułam Jego obecność. Rozmyślałam o pochodzeniu wszystkiego, co wokół mnie – począwszy od ławki, w której siedziałam, po ubrania, które nosiłam. Mogłam wyśledzić początek wszystkiego w naturze, lecz uderzyłam głową w mur, gdy próbowałam ustalić, kto zasadził pierwsze nasiono. I to właśnie wtedy zrozumiałam, że istnieje jakaś wyższa istota, która wprawia wszystko w ruch, która stworzyła ten wspaniale zróżnicowany kosmos z milionami różnych gatunków i podgatunków, które wszystkie razem formują kalejdoskop życia.


Teraz, gdy jestem starsza, znam dużo bardziej skomplikowane argumenty i "dowody" za monoteizmem. Nauczyłam się też, że mlecz jest po prostu czymś co należy wykorzenić by zrobić miejsce „prawdziwym” kwiatom, a odoru skunksa należy się bardziej obawiać, niż delektować się nim. Lecz tęsknię za prostą wiarą w B-ga, którą odkryłam jako dziecko, i za miłością, którą miałam dla Jego świata.


Więc, myslę, że nadszedł czas by dorośli przywrócili sobie Tu B'szwat. Nie musimy tego robić dosłownie. Możemy dzielić go z dziećmi. Chodzi o to, że przyroda nie jest czymś, co my dorośli powinniśmy uznawać za oczywistość tylko dlatego, że jesteśmy zajętymi ludźmi, którzy już nie mają czasu na zabawę w błocie. W sercu Tu B'szwat leży celebrowanie świata w całej jego wspniałości i złożoności, a święto jak to nie ma wyznaczonej granicy wieku. Tylko pomyśl: moglibyśmy żyć w jednym z tych futurystycznych uniwersów science-fiction, gdzie każdy ubiera się tak samo w kosmiczny uniform, a architektura jest jednolita i surowa. Zamiast tego, B-g w swej nieskończonej dobroci, dał nam szeroki wachlarz smaków, widoków i zapachów byśmy je doceniali i cieszyli się nimi.


Ten Tu B'Szwat, przedłużmy trochę po zachód słońca, lub wgryźmy się w jabłko z odnowionym entuzjazmem. Kiedy śnieg zaczyna padać, nie marudź przygnębiony jak bardzo to wydłuży twoją drogę do pracy. Zamiast tego, poświęć chwilę na rozkoszowanie się tym, jak koc białego puchu błyszczy w słońcu. Cofnij się myślą do czasu, kiedy burze śnieżne były przyczyną radosnego świętowania, bo oznaczały jeżdżnie na sankach, gorące kakao i dni wolne od szkoły.


Co do mnie, to będę spędzać czas na przedmieściach, wdychając świeży zapach skradających się skunksów.