Yaakov Brawer
Niektórzy chasydzi znajdują przyjemność w odmawianiu modlitw w samolocie. Zaraz po starcie taki chasyd staje w przejściu (im bardziej z przodu, tym lepiej), intonuje na całe gardło brachę i zamaszystym ruchem owija się w talit, aż pasażerowie znajdujący się w pobliżu wzdragają się, gdy lecące cicit mijają ich oczy o kilka milimetrów. Wtedy zaczyna się modlić z gorliwością rzadko spotykaną w szulu, blokując przejście i przyciągając uwagę wszystkich w samolocie – i o to oczywiście chodzi. W końcu jest chasydem, któremu powierzono misję odkrywania obecności B-ga w każdym kącie stworzenia, jaki akurat zajmuje w danej chwili. Chociaż liniom lotniczym wydaje się, że zorganizowały lot w celach zarobkowych, zaś pasażerowie sądzą, że siedzą w samolocie, aby gdzieś się dostać, chasyd wie lepiej. Chasyd rozumie, że celem lotu jest odizolowanie od świata 150 dusz, 15000 kilometrów nad poziomem morza, aby mogły patrzeć, jak się modli i uczyć się, że istnieje B-g na świecie. Po skończeniu modlitwy każdy porządny chasyd przechadza się po kabinie, oplatając żydowskich mężczyzn w tefilin, przypominając żydowskim kobietom o zapaleniu świec szabatowych i namawiając nie-Żydów to przestrzegania siedmiu przykazań Noego.
Czytaj dalej