Pięćdziesięcioletni miód

r.

Minął niecały tydzień odkąd rabin Lew Icchak przeprowadził się do Berdyczowa by być rabinem tego miasta, gdy trzech mężczyzn zapukało do drzwi jego domu,prosząc by rozstrzygnął sprawę między nimi.
Bogaty kupiec z pobliskiego Chmielnika zakupił kilka beczek miodu. Niestety, nagle cena miodu gwałtownie spadła. Nie chcąc stracić na tym interesie, kupiec ów poprosił przyjaciela o przetrzymanie miodu na czas kryzysu w jego piwnicach, by sprzedać go, gdy cena znowu wzrośnie. Ci dwaj mężczyźni byli dobrymi przyjaciółmi, wiec ufali oni sobie do tego stopnia, że nie spisali żadnej formalnej umowy.
Minęło kilka lat. Właściciel piwnic zachorował nagle na groźną chorobę i po niedługim czasie zmarł. Wszystko stało się tak nagle, że nie objaśnił rodzinie stanu swoich interesów, w tym także zawartości piwnic.
Po kilku kolejnych latach ceny miodu zaczęły w końcu rosnąć. Po jakimś czasie osiągnęły poziom zadowalający naszego kupca, który udał się do spadkobierców swego zmarłego przyjaciela by odebrać beczki z miodem i sprzedać je. Jednakże, synowie zmarłego nic nie wiedzieli o umowie pomiędzy przyjaciółmi! Odmówili zatem wydania beczek kupcowi. Postanowili wszyscy udać się do bejt dinu (sądu rabinackiego) by rozstrzygnąć spór o beczki z miodem.


Rabin Lewi Icchak wysłuchał uważnie stron sporu, i sprawa wydawała się prosta – nawet gdyby istniały dokumenty, lub też świadkowie transakcji, powinien zawyrokować na niekorzyść kupca z Chmielnika. Żydowskie prawo mówi wyraźnie, że nawet gdy istnieje spisana umowa, nie można domagać się zwrotu depozytu od spadkobierców, którzy nie mogli wiedzieć o umowie. A przecież w tym konkretnym przypadku nie było ani spisanej umowy, ani świadków!
Rabinowi Lewi Icchakowi nie dawały spokoju dwie myśli. Dlaczego pierwsza sprawa, jaką przyszło mu rozstrzygać na stanowisku rabina Berdyczowa jest tak jasna, i wydawałoby się, prosta, bez żadnej możliwości zaskakującego rozstrzygnięcie, bez możliwości kompromisu? Czy jest to jakiś znak od Najwyższego, że jego dotychczasowe poszukiwanie możliwości kompromisu w każdym sporze nie było właściwe? Że tylko ścisłe, literalne trzymanie się przepisów prawa jest najlepszą metodą rozstrzygania sporów?
Drugą myślą, która nie dawała spokoju rabinowi Lewi Icchakowi była myśl, że jego pierwsze rozstrzygnięcie sądowe w Berdyczowie tak czy inaczej okaże się kontrowersyjne – kupiec był wszak powszechnie znany ze swojej bezwzględnej uczciwości. Wszyscy też wiedzieli że zmarły był jego serdecznym przyjacielem obydwaj ufali sobie nawzajem, nie musieli więc zawierać pisemnej transakcji, liczyło się dane słowo i wzajemne zaufanie. Wszyscy w mieście będą z pewnością komentować jego rozstrzygnięcie w tej sprawie, jakiekolwiek by ono nie było. „Dlaczego mi się to właśnie teraz przytrafia?” – pytał sam siebie rabin Lewi Icchak.
Nie mógł się zdecydować na ogłoszenie werdyktu. Sprzeczność pomiędzy naturalnym poczuciem sprawiedliwości a literą prawa była zbyt wielka. Obydwie strony sporu czeały na rozstrzygnięcie, ale rabin Lewi Icchak poprosił ich o jeszcze trochę cierpliwości. Poszedł w kąt swego pokoju i zatopił się w cichej modlitwie, prosząc Boga o pomoc w podjęciu właściwej decyzji.
Nagle, kupiec z Chmielnika podskoczył na krześle, krzycząc: „Pamiętam, pamiętam!”. Był tak podekscytowany, że podbiegł do rabina Lewiego Icchaka i przerywając mu modlitwę, powiedział: „Czcigodny rabinie, wybacz mi proszę, ale gdy tak siedziałem czekając na rozstrzygnięcie mojej sprawy, przypomniałem sobie coś niezwykłego! Co za sklerotyk ze mnie! Wydarzyło się to pięćdziesiąt lat temu, gdy byłem małym chłopcem. Mój ojciec zmarł nagle, pozostawiając mnie i mojemu rodzeństwu sporą ilość gotówki oraz nieruchomości. Wśród naszego spadku była także piwnica wypełniona beczkami z winem i oliwą. Pewnego dnia, wkrótce po pogrzebie, ojciec tych dwóch siedzących tu ze mną młodzieńców – niech spoczywa w pokoju – przybył do naszego domu, twierdząc, iż beczki z winem i oliwą należą do niego. Moi bracia i ja byliśmy wówczas młodzieńcami, nigdy nie mieliśmy do czynienia z interesami ojca.
Nie wiedzieliśmy co mamy zrobić w tej sytuacji, ale nie byliśmy skłonni oddać mu tych beczek. Udaliśmy się więc do rabina, by on rozstrzygnął naszą sprawę. Rabin wydał wyrok na naszą korzyść, tłumacząc, że bez pisemnej umowy bądź też świadków beczki pozostają naszą własnością. Jakiś czas później sprzedaliśmy je ze sporym zyskiem. Najciekawsze jest w tym wszystkim to, że o ile dobrze pamiętam, cena, jaka uzyskaliśmy wtedy za wino i oliwę była dokładnie taka sama, jak wartość moich beczek z miodem!”.
Twarz rabina Lewiego Icchaka rozjaśniała ze szczęścia – porównując obie, jakże podobne sprawy, widział teraz jasno, że kupiec z Chmielnika nie odzyska swoich beczek z miodem. Z tego samego powodu, dla którego jako młodzieniec zatrzymał beczki z winem i oliwą, teraz beczki z miodem należą do synów jego zmarłego przyjaciela!
Wreszcie wszystko było dla rabina Lewiego Icchaka jasne – Boska Opatrzność chciała go nauczyć ważnej lekcji. Nie zawsze to, co wydaje się nam prawidłowe i oczywiste, jest prawdziwe i rzeczywiście sprawiedliwe. Prawda absolutna zawarta jest w Torze. Boski rejestr księgowy jest zawsze otwarty, a wszystkie rachunki muszą być wyrównane.
Czasami jest to natychmiastowe, czasami zajmuje to pięćdziesiąt lat, czasami nawet więcej. Ale można być pewnym, że Najwyższy Sędzia zawsze dopilnuje, by sprawiedliwości stało się zadość.