Szpoler Zejde – ku pamięci

r.

Dnia 19 Szwat każdego roku chasydzi Chabad Lubawicz wspominają Rabina Arie-Lajba znanego jako „Szpoler Zejde (z jidisz: „Dziadek ze Szpoły”). Urodził się w Szpole (Carska Rosja) w 1725 roku, zmarł w 1812 roku również w Szpole. Wielki Cadyk, Sprawiedliwy, Nauczyciel, Kabbalista. Głęboko wierzący i oddany tradycjom żydowskim. 

Rabin Arie-Lejb - "Szpoler Zejde"  zanim stał się Cadykiem - sławnym prawym człowiekiem i cudotwórcą, spędził siedem lat wędrując od miasta do miasta i od wsi do wsi. Miał wiele trudności i żył w strasznej nędzy. To był jeden ze sposobów oczyszczenia jego duszy, który sobie wybrał. Miał jednak kolejny powód, by wybrać tak trudne życie: chciał zobaczyć Żydów, jak żyją, jak sobie radzą w małych miasteczkach i wioskach i starał się przynajmniej w jakiś sposób, na miarę swoich możliwości im pomóc. 

Pewnego razu, przybywszy do jakiejś wioski, zbliżył się do tawerny, ale ta była zamknięta. Od sąsiada nie od Żyda dowiedział się, że właściciel ziemski uwięził karczmarza w swojej piwnicy, gdy tamten spóźnił się ze spłatą kolejnego czynszu. Rabin Arie-Leib dowiedział się, że w tej wiosce mieszka jeszcze jedna żydowska rodzina. Nie marnując czasu, pośpieszył do nich, aby dowiedzieć się więcej o biednym karczmarze. Kiedy zbliżył się do domu miejscowego Żyda, ten zaprosił Rabina-wędrowcę i bardzo serdecznie go przyjął. Rabin Arie-Leib zobaczył dom pełen dzieci i zaoferował właścicielowi , któremu na imię było Szmuel, że jeżeli pozwoli mu zostać z nimi jakiś czas, chętnie będzie dawał lekcje jego dzieciom w zamian za jedzenie i łóżko. Rabin zapewniał Szmuela, że jest dobrym nauczycielem. Szmuel z radością przyjął tę propozycję. Tak więc, jak się dogadali.  Podczas wieczornej pogawędki Rabin Arie-Leib zapytał Szmuela o biednego karczmarza. Dowiedział się, że  ziemianin, Polak z tych, co nienawidzą Żydów, tolerował karczmarza-Żyda tylko dlatego, że ten płacił mu tak wysoki czynsz za arendę, jaki żaden Polak mu nie zapłacił. Jednakże, gdy tylko karczmarz pewnego razu spóźnił się z płatnością, właściciel ziemski uwięził go. Mało tego - zamknął tawernę i wyrzucił żonę i dzieci karczmarza, wykrzykując, że nie uwolni ich męża i ojca, dopóki nie zostanie spłacona cała kwota pieniędzy.  

"Niech Wszechmogący lituje się nad tymi nieszczęśliwcami" - westchnął  Szmuel kończąc swoją opowieść.

"Czy wiesz, ile wynosi ten dług karczmarza?" - zapytał Rabin Arie-Leib. 

"Nie!" - odparł Szmuel - "Ale myślę, że jest to dość duża kwota..." "Czy są tu Żydzi, którzy mogliby pomóc?" - zapytał Rabin Ariel-Lejb.

"W tej miejscowości mieszka bardzo niewielu Żydów i wszyscy są bardzo biedni" -  odpowiedział Szmuel. Po chwili przerwy w milczeniu, Szmuel dodał smutno: "By tego było nie dość, kolejny problem się zbliża - niebawem będą urodziny tego ziemianina ..."- "Ale co ma do tego karczmarz i jego rodzina?!"

"Widzisz, ziemianin zawsze organizuje wielką uroczystość z okazji swoich urodzin. Każdego roku zaprasza wszystkich swoich przyjaciół, właścicieli ziemskich, właścicieli domów i tych, z sąsiedztwa oraz tych z odległych miejscowości. Główną atrakcją tego świętowania jest taniec niedźwiedzi. Ziemianin każe przebrać się w skórę niedźwiedzia jednemu z karczmarzy - Żydów ze swojej posiadłości. "Niedźwiedź" jest prowadzony na sznurku do sali, gdzie bawią się goście,  gospodarz wywołuje po kolei każdego z przybyłych gości, aby z tym "niedźwiedziem" współzawodniczył w tańcowaniu. Jeden z gości, dobry tancerz, przyjmuje wyzwanie. Zaczyna grać muzyka, zawodnicy zaczynają tańczyć. I tak po kolei. Każda "para" tańczy pod swoją muzykę, przy czym "niedźwiedź"  powinien dokładnie naśladować każdy krok i ruch kolejnego "partnera" -  jak cień. Muzyka zmienia się szybko z jednego tańca na drugi, z jednego rytmu na drugi, a tancerze powinni błyskawicznie podążać za zmianami rytmu muzyki. Jeśli "niedźwiedź" dotrzymuje kroku tancerzowi, goście głośno klaszczą, rzucają mu prezenty i na koniec pozwalają mu wrócić do domu. Jeśli nie uda mu się "być cieniem", obrzucają go obelgami, biją biczami go głowie, po nagim ciele i temu podobne.... - wszystko co sobie wymyślą bawiący się, często pijani goście. - "Z drugiej strony," -kontynuował Szmuel -  jeśli "partner" przegrywa, to "niedźwiedź" ma prawo żądać odszkodowania!".

"Rozumiem, rozumiem ! - rzekł w zamyśleniu Rabbi Arie-Leib - Nasz biedny karczmarz może stać się takim "tańczącym niedźwiadkiem" na nadchodzące urodzinowe zabawy. Powiedz mi, czy kiedykolwiek ten biedak- karczmarz musiał tak tańczyć  taniec niedźwiedzia?"

"Tak, kilka razy. Sam opowiadał mi o tym!"

"I jak mu szło?"

"Całkiem nieźle. Ale oczywiście nigdy nie wygrał, ale też nie obrywał od gości".

Rabin Arie-Lejb milczał w zamyśleniu.  Dobrze rozumiał, że po kilku tygodniach drastycznego uwięzienia karczmarz nie będzie w stanie wygrać "tanecznych zawodów".  Nagle zapytał Szmuela: "Czy ty byś mógł wykonać ten taniec niedźwiedzi?"

"Nie daj Boże"- odparł przerażony Szmuel. Potem dodał  nieco spokojniej: "Prawdę mówiąc, nie tańczę tak źle - ale tylko w Simhas Torah i na weselach dla przyjemności panny młodej i pana młodego. Nie daj B-że, abym musiał tańczyć dla tych rozpitych Polaków" - w jego oczach było oburzenie i przerażenie .

Rabi Arie-Leib  milczał w ciszy, a następnie zapytał gdzie jest więzienie, w którym przebywał karczmarz. "To jest głęboka piwnica do przechowywania owoców i warzyw w stodole ziemianina. Pokryta jest blachą uzbrojoną żelaznymi prętami. Ma właz z drewnianej klatki schodowej i dziurę, przez którą spuszczają kosz z dziennym żywieniem - chlebem i wodą - dla uwięzionych tam ludzi" - wyjaśnił Szmuel.

"Musimy wymyślić coś, co pomoże biednemu karczmarzowi" - wyszeptał Rabin Arje-Leib.

Rabin Arie-Leib zamieszkał w domu Szmuela w wygodnym, oddzielnym pokoju, gdzie mógł spokojnie się modlić, ćwiczyć i uczyć dzieci. Szmuel bardzo się cieszył z tego, a kiedy miał czas, przychodził do "klasy" i słuchał lekcji. W nocy, gdy wszyscy zasnęli, długo stał przy drzwiach pokoju Rabina i słuchał przyjemnego melodyjnego głosu, gdy Rabin modlił się, czytał Talmud lub Techelim.

Kilka nocy przed urodzinową zabawą, gdy Szmuel stał przed drzwiami pokoju nauczyciela, nagle usłyszał niezwykłe dźwięki muzyki! Czy on czy to naprawdę brzmiały skrzypce? Może jemu tylko się wydawało? Nie, na pewno była to prawdziwa kozacka muzyka taneczna! Potem - mazurek! A potem niewątpliwie polka! Co więcej, wydawało mu się również, że słyszy kroki do każdego tańca. Dziwne!.. Następnego ranka, Rabin Arie-Leib zachowywał się normalnie, jak by nic niezwykłego tej nocy się nie działo. Szmuel nie miał odwagi zapytać Rabina o to, co wydarzyło się wczoraj wieczorem. Może po prostu tak mu się śniło. Ale "sen" powtórzył się na drugą noc, a następnie na trzecią noc! Następnego ranka - to był dzień przed przyjęciem urodzinowym - Rabin Arie-Leib poprosił Szmuela, by przygotował dla niego długą, mocną linę. "Dzisiaj, z pomocą B-ga, spełnimy micwę  Pidion Szwuim", cicho poufnie wyszeptał do Szmuela.

Dokładnie o północy oboje przybyli na podwórze ziemianina. Jego rezydencja była zalana światłami i słychać było dźwięki muzyki i głosy pijanych gości. Jednak na zewnątrz było cicho i ciemno. Szmuel podszedł do stodoły, a następnie do włazu, który był zamknięty na kłódkę. Przywiązał linę do żelaznego pręta i pomógł Rabiemu przejść przez dziurę. Karczmarz był strasznie przerażony, ale Rabin szybko go uspokoił: "Cicho, cicho, nie rób hałasu ani nie zadawaj pytań" - powiedział - "Szybko zmieniamy ubrania: nie powinieneś marnować czasu!"  Kiedy zamieniali ubrania, Rabin Arie-Leib pochylił się i kazał karczmarzowi wspiąć się na ramiona, po czym z pomocą Szmuela wyszedł z piwnicy. "Nie zapomnij rozwiązać liny i zabrać ją ze sobą. I pobiegnij do wioski "- powiedział. 

Gdy tylko karczmarz i Szmuel zniknęli w ciemności, Rabin Arie-Lejb usłyszał zbliżające się głosy, śmiech i kroki. Zarządca ziemianina  z latarką w ręku i w towarzystwie służby, wszedł do stodoły. Otworzyli klapę i kazali karczmarzowi wstać; w jego ręce wepchnęli skórę niedźwiedzia. "WŁaź w to!" - wrzasnął zarządca. Poprowadzili "niedźwiedzia" do dużej hałaśliwej sali, w której ziemianin i jego goście z niecierpliwością oczekiwali na rozpoczęcie  przedstawienia. Ziemianin  poprosił o uwagę, aby ogłosić warunki konkursu. "Moi przyjaciele! - powiedział uroczyście - Jeśli "niedźwiedź" da radę, urządzi dobrą zabawę i naprawdę spodoba się moim wybitnym gościom, nagrodzę go i uwolnię. Ale jeśli "niedźwiedź" zawiedzie nas, nagrodą dla was, Przyjaciele, będzie dwadzieścia batów, jakie ten Żyd otrzyma na swoje gołe plecy. A potem rzucimy go na rozdarcie psom, aby nauczył się tańczyć! Jeśli "niedźwiedź" wygra taneczne zawody, ma prawo żądać nagrody specjalnej - czego tylko jego dusz zapragnie! Wy, moi Przyjaciele, będziecie sędziami i powiedzcie, kto powinien zostać ogłoszony zwycięzcą."  Następnie zapytał swoich gości, którzy z nich chcą wziąć udział w zawodach. Młody ziemianin, uznany za najlepszego tancerza w okolicy, wystąpił do przodu i zaproponował, że poprowadzi "taniec niedźwiedzia". Wyglądał na przekonanego, że pomimo dużej ilości wypitego wina da radę temu "niedźwiedziowi". Goście klaskali w dłonie, gdy młody arystokrata złapał smycz, a muzycy uderzyli w "kozaka". Młody ziemianin zaczął tańczyć jak prawdziwy tancerz, ale "niedźwiedź" dokładnie powtórzył jego ruchy. Goście radośnie bili brawo.Potem muzycy zaczęli grać w polkę. I znowu "niedźwiedź" podążył za tancerzem bezbłędnie. Młody ziemianin nagle zaczął popełniać błędy, a "niedźwiedź" zaczął tańczyć lepiej niż on. Teraz cały aplauz był kierowany do "niedźwiedzia". Kiedy muzycy grali mazurka,  ziemianin nie był już w stanie nadążyć za muzyką. Robił jeden mylny krok po drugim. Za każdym razem, gdy popełnił błąd, "niedźwiedź" uderzył go w ramię, co doprowadzało do jeszcze większego zamieszania. Po kilku takich "poklepywaniach" młody ziemianin potknął się i ciężko upadł na podłogę. "Niedźwiedź" usiadł na nim i przygniótł go do ziemi. " Bravo! Bravo!" - krzyczeli podekscytowani goście. Ziemianin - gospodarz przyjęcia, raczej zawstydzony, podszedł do "niedźwiedzia", siedzącego okrakiem na na jego pokonanym gościu i powiedział: "Zejdź z niego. Uwolnię cię z więzienia! "

"To nie wszystko, wasza cześć" - odpowiedział "niedźwiedź"- Nie wszystko!" - powtórzył głośny chór gości.

"Anuluję twoje długi",- dodał ziemianin. "Nie wszystko! A twój honor?! Nie wszystkie!" - grzechotali goście.  "Czego jeszcze chcesz? Czy nie nagrodziłem cię wystarczająco?" - ziemianin był oburzony. 

"Dla mnie, twój honor - to nagroda jest całkiem wystarczająca. Ale co zrobisz dla wszystkich cierpiących w więzieniu? A co z cierpieniem żony i płaczących dzieci?!" 

"W porządku. Oddam ci tawernę i wynajmę ci ją na następne dwa lata. Teraz masz dość?"

"No, chyba tak" - powiedział "niedźwiedź", wstając i pomagając pokonanemu unieść się na uginających się nogach.

W towarzystwie głośnych braw, "niedźwiedź" zbliżył się do drzwi. Nie patrząc na szalejącą publiczność Szpoller Zejde zrzucił z siebie niedźwiedzią skórę i wyszedł. Poszedł do domu Szmuela, gdzie czekał na niego wdzięczny karczmarz. 

Zarówno Szmuel, jak i karczmarz byli zadowoleni widząc, że Rabin nie ucierpiał w "tanecznych zawodach" i wyszedł  zwycięsko. Na dodatek przekazał niesamowitą wiadomość, że ziemianin anulował wszystkie długi i przywrócił prawo do wynajęcia tawerny na kolejne dwa lata.

Wszyscy razem dziękowali Wszechmogącemu za szczęśliwy obrót wydarzeń.

Szpoler Zeide i karczmarz znów się zamienili ubraniami. 

Było wcześnie rano, kiedy Szpoler Zejde  zdecydował opuścić gościnny dom Szmuela. Wziął swój  plecaczk i laskę, pobłogosławił Szmuela i karczmarza, aby podążali drogami Tory i przykazań B-skich, życząc im powodzenia. Oni odprowadzili Rabina-Cadyka aż do krańca wioski. Wtedy wzeszło słońce, oświetlając mu drogę.

Źródło: www.moshiach.ru


udostępnij