Bar Micwa Barucha

r.

Sara Rosenfeld
Nigdy bym nie pomyślała, że napiszę opowieść o Baruchu. Ale napisałam i to jedna z najlepszych rzeczy, jaką w życiu zrobiłam. Nie sądziłam, że ta jedna opowieść – moja osobista historia – mogłaby tak wpłynąć na innych, jak wpłynęła. Nie sądziłam, że i na mnie mogłaby mieć taki wpływ, jaki miała.
Gdy artykuł był już na stronie (patrz: Baruch, Our Special Child – „Baruch, nasze niezwykłe dziecko”), pokazałam Baruchowi jego własne zdjęcie dołączone do tekstu. Pierwszą jego reakcją było wskazanie na zdjęcie, a potem na siebie (co znaczy „ja”); potem zobaczył moje nazwisko, pokazał „dobrze” i w końcu mocno się do mnie przytulił! Odebrałam to jako skierowany do mnie znak od B-ga, że dobrze uczyniłam piszą swoją opowieść.


To z powodu tamtego artykułu piszę teraz ten. Jestem wdzięczna wszystkim, którzy przeczytali o Baruchu i przejęli się nim, połączyli się i sprawili, że napisałam o nim raz jeszcze.
Jak wiecie, Baruch nie jest takim sobie zwyczajnym chłopakiem. Baruch jest naprawdę cudownym dzieckiem. Urodził się poważnie upośledzony, co powodowało potem infekcje i inne problemy, przez które w ciągu pierwszych kilku lat jego życie często wisiało na włosku. Żyliśmy ze świadomością, że w każdej chwili nasz ukochany synek może nam zostać odebrany. A jednak byliśmy wciąż świadkami jednego cudu za drugim, bo on za każdym przeżywał i triumfował.
Teraz, w wieku trzynastu lat, Baruch jest nadal głuchy, ma w gardle rurkę tracheostomijną i odżywia się wyłączni przez rurkę gastrostomijną w żołądku, ale jako chłopiec, który według wszystkich swoich lekarzy miał nigdy nie chodzić, nie rozumieć i nie nawiązywać kontaktu, udowodnił, jak poważnie się mylili.
Jest właśnie sobotni wieczór i dziś były trzynaste urodziny Barucha. Trudno mi powiedzieć „Bar Micwa”, bo nie jest jeszcze gotowy by przyjąć na siebie odpowiedzialności związanych z przykazaniami Tory; nie wiadomo nawet, kiedy będzie mógł. Jednak dziś był wyjątkowy dzień. Wzruszający, ale wyjątkowy.
Kilka miesięcy temu, gdy jego trzynaste urodziny zaczynały zbliżać się wielkimi krokami, mąż i ja zaczęliśmy dyskutować nad tym, co powinniśmy zrobić. Na początku myśleliśmy, że nic. Jak mielibyśmy świętować Bar Micwę, której nie ma? Ale potem zrozumieliśmy, że mamy wiele prawdziwych powodów do świętowania. Przekroczyliśmy już wiele kamieni milowych. Baruch nadal żył. Uczył się i robił postępy. Dzielił się swoim wyjątkowymi uśmiechem i uściskami ze wszystkimi, którzy go spotykali. Co tydzień chodził do synagogi i był częścią „szulowej rodziny”. Ale co mogliśmy zrobić? Krępujące było dla nas robienie z tego wielkiego wydarzenia, ale nie mogliśmy po prostu zignorować takiego dnia.
Wkrótce nadszedł marzec i zaczęły się przygotowania do Pesach. Poczuliśmy, że musimy bardziej zaangażować Barucha w to, co się dzieje. Postanowiliśmy zrobić mu Hagadę (zbiór wskazówek i historię święta Pesach) napisaną w prostych zdaniach i z mnóstwem obrazków żeby mógł nadążać za wszystkim, co dzieje się podczas Sederu i rozumieć, o co chodzi w całym święcie.
Moja najstarsza córka, Chaya Mushka, złożyła to wszystko razem. Włożyliśmy kartki do segregatora z foliowymi koszulkami, żeby je uchronić przed śliną. Stał się on naszą pomocą naukową i powtarzaliśmy materiał z Baruchem przed Pesach kilkakrotnie. Baruch nie chciał wypuścić z rąk swojej Hagady. Siedział u nas w domu przez cały Seder i po raz pierwszy zadał w języku migowym Cztery Pytania. Byliśmy bardzo dumni.
Prawdziwym sprawdzianem była druga noc. Na drugi Seder poszliśmy do kuzynów. Były tam dwadzieścia dwie osoby. Czy Baruch znów zacznie pokazywać znaki, czy będzie zbyt nieśmiały?
Baruch siedział przez cały Seder. Gdy przyszła jego kolej, zadał w języku migowym Cztery Pytania. Zrobiła się cisza jak makiem zasiał. Było tam wiele dzieci i muszę przyznać, że gdy one zadawały pytania, nie wszyscy dorośli zachowali milczenie. Jednak Baruch, który nic nie mówił, pokazywał swoje znaki w całkowitej ciszy.
Dla nas był to punkt zwrotny. Zaczęliśmy myśleć „Jeśli był z stanie to opanować, dlaczego nie może pokazać błogosławieństw Tory w języku migowym w synagodze?” Tuż po Pesach, zaczęliśmy projektować „książeczkę na Bar Micwę”.
Zrobiliśmy zdjęcia szulu, Tory, bimy (gdzie czyta się Torę) i Barucha. Zaczęliśmy się zastanawiać, co dla niego mogłoby oznaczać pojęcie odpowiedzialności i przyszło nam do głowy kilka pomysłów: noszenie kipy przez cały czas na głowie, poranne rytualne obmywanie rąk, nie mylenie talerzy do mleka z talerzami do mięsa podczas prób pomagania mi przy sprzątaniu, czy nie włączanie lub wyłączanie świateł w szabat, by podać kilka przykładów. To stało się podstawą książeczki na Bar Micwę. Zaczęliśmy od porządku dnia Bar Micwy: Baruch pójdzie do szulu z rodziną, aron kodesz (Arka przymierza) zostanie otwarta, Tora zostanie wyjęta i położona na bimie; Baruch zostanie wywołany do Tory, Baruch przeczyta ją znakami języka migowego… I włączyliśmy w to błogosławieństwa. Wysłaliśmy książeczkę także do szkoły, żeby nauczyciele mogli z nim poćwiczyć.
Potem zadzwoniliśmy do synagogi i powiedzieliśmy, że opłacimy kidusz (posiłek po szabatowych modlitwach) by uczcić urodziny Barucha. Nasza synagoga ma internetowy system powiadomień i poprosiliśmy, żeby wszyscy zostali poinformowani e-mailem o tej okazji, ponieważ nie planowaliśmy rozsyłania żadnych formalnych zaproszeń. Zadzwoniłam także do naszych kuzynów, którzy mieszkają tu, w Melbourne, by dołączyli do nas w szulu i zostali na kidusz. Postanowiliśmy, że sami przygotujemy posiłki. Mąż i ja zrobiliśmy kilka sałatek, kuzynki i przyjaciółki też pomogły przynosząc rybę faszerowaną, pasty i ciasta. Myśleliśmy, że to nie będzie nic wielkiego.
Myliliśmy się i to jak! Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jaki Baruch miał na wszystkich wpływ. Wieść rozniosła się po całej wspólnocie, ludzie zaczęli podchodzić do nas, by życzyć nam „mazl tow” i nieoficjalna „lista gości” powiększyła się. Nasza simcha (okazja do radości) stała się nie tylko simchą dla szulu, ale dla całej wspólnoty. Szul był wypełniony po brzegi. Denerwowaliśmy się. Baruch przy tłumie potrafi wypadać bardzo głupio. Czy będzie w stanie powiedzieć w języku migowym błogosławieństwa tak, jak to ćwiczył, czy też stanie się nieśmiałym głuptasem?
Baruch podszedł do bimy razem z ojcem, który miał tłumaczyć na angielski to, co Baruch pokaże w języku migowym, a potem wyrecytować dosłownie błogosławieństwa Tory. Gdy Baruch wstał, zaczął nieśmiało, trzymając jedną dłoń w ustach. Język migowy pokazywany jedną ręką nie jest zbyt zrozumiały, uwierzcie mi. Powoli Baruch zyskał pewność siebie i pięknie pokazał drugie błogosławieństwo po czytaniu Tory. I nagle cały szul spontanicznie ruszył do tańca Mazel Tow. Barucha włożono ojcu na ramiona i wszyscy mężczyźni zaczęli tańczyć w kole wokół pulpitu.
Co mogę powiedzieć? Popłakałam się. Wydaje mi się, że dużo ludzi się popłakało. Bar micwa ma być dniem, w którym chłopiec staje się „mężczyzną”, osobą odpowiedzialną za własne czyny. Dla nas tak nie było. Baruch jest nadal chłopcem (funkcjonuje na poziomie sześciolatka) i najprawdopodobniej takim pozostanie przez wiele lat. Ale nie to wtedy myślałam i nie sądzę, bym z tego powodu płakała. Nie umiem powiedzieć, dlaczego płakałam. Po prostu płakałam. Może to skrywane emocje z tych wszystkich lat. Może to ulga, że mój syn, który podobno miał umrzeć dwanaście lat temu, stoi tam, przy Torze błogosławiąc B-ga, który dał mu życie. Może to ten wybuch życzliwości, wsparcia i dobrych życzeń ze strony wszystkich ludzi zgromadzonych w szulu. Może to dlatego, że mojej najbliższej rodziny tam nie było i nie mogła tego oglądać. Może tak, może nie.
Baruch był bardzo podekscytowany; podawał wszystkim rękę i spontanicznie się przytulał. Kidusz trwał przez kilka godzin. Rodzina i goście wstawali jeden po drugim, by powiedzieć nam kilka słów. Opowiadali, jak bardzo wzruszył ich Baruch i rodzina. Było to dla mnie bardzo upokarzające, tak jak komentarze, które wiele osób napisało w sieci po moim poprzednim artykule o Baruchu.
Nie uważam się za „odważna kobietę”, tak, jak niektórzy mnie nazwali. Walczę, popełniam błędy. Ale jako Żydówka, która nauczyła się filozofii chasydzkiej, posuwam się do przodu. Nie zastanawiam się nad tym, co mogłoby być, ale nad tym, co powinnam zrobić. Nie jestem „dzielna”. Przeżywam chwile załamania, przeżywam chwile płaczu, jestem człowiekiem. Ale wiedząc, że mam B-ską duszę, jak my wszyscy, mam siłę, kiedy jej potrzebuję. Każdy z nas ma jakieś wyzwania w życiu. Każde z nich jest inne, ale wszystkie są wyzwaniami, z którymi musimy się zmagać.
Ci, którzy słyszą moją opowieść mówią, że ich zainspirowałam, lecz chciałabym  powiedzieć, że oni wszyscy też mnie zainspirowali. Wiara, że wszystko, co B-g robi jest dobre to jedno, ale dostrzeganie, jak dobro się objawia, to co innego. Oczywiście „dobro” to pojęcie względne i są różne poziomy dobra. Ale gdy widzę jak bardzo Baruch wpłynął na wszystkich otaczających go ludzi, kiedy słyszę opowiadania z waszego życia, kiedy słyszę, że jesteście bardziej cierpliwi, wybaczający, wdzięczni i tolerancyjni z powodu Barucha, wtedy pomagacie mi w robieniu dalej tego, co powinnam. „Naładowaliście moje baterie” i za to wszystko dziękuję Wam wszystkim.

Niech czyny dobra i życzliwości roznoszą się by świat był gotowy powitać Moszijach , gdy wszystkie tajemnice B-skich poczynań zostaną nam w końcu objawione.


udostępnij