Lag B’Omer – Ognisko płonie

r.
Ognisko płonie rozjaśnia świat... Święto Lag ba-Omer (które obchodziliśmy parę dni temu) - święto ognisk i łucznictwa..... Piękne święto pełne dobra i miłości... Trochę historii. W dniu 18 Ijar rozpalamy ogniska nie po to, by grillować kebaby, ale żeby przypomnieć sobie duszę zmarłego tego dnia człowieka . Zwykle przy takiej okazji wystarczy mały płomyk upamiętniającej świecy, ale nie w przypadku rocznicy odejścia z tego świata tak wielkiej postaci historycznej, jak autor kabalistycznej księgi „Zohar” („Blask”), Rabina Szimona bar Johaja (znanego też jako Raszbi - akronim imienia). Jaka dusza - taki ogień. A zatem nie ogień świecy, lecz  płomień ogniska - tylko w ten sposób można godnie uczcić pamięć Wielkiego Mędrca. Po co? Za jakie czyny? Och, można by wymieniać długo, gdyż lista jest długa. Był jednym z nielicznych Żydów, którzy u progu pierwszego tysiąclecia sprzeciwiali się okrucieństwom rzymskiego rządu. Był jednym z tych, którzy zawsze mówili prawdę rządzącym - prosto w oczy. Aż nad-to doświadczył nienawiści i prześladowań. W cudowny sposób uniknął śmierci, skazany przez jego wrogów więcej niż raz lub dwa…. Jednak nie dlatego rozpalamy ogniska. Wszak podobną listę zasług można by było sporządzić nie dla jednego żydowskiego  mędrca, sprawiedliwego, mistyka, jednakże tradycja żydowska ‚nie przewiduje’ innych ognisk. Więc jaka jest jego osobliwość? Jak wiadomo, zarówno w starożytności, jak i teraz, życie ludu Izraela było bardzo zależne i nadal jest zależne od deszczu. Wcześniej był to po prostu czynnik katastrofalny - najmniejszy niedobór rocznych opadów, a kraj nawiedzała jedna z klątw opisanych w Torze: susza oraz znikome zbiory. W takich sytuacjach zdesperowani farmerzy, głodujący ludzie z dziećmi na rękach udawali się do jakiegoś słynnego Kabalisty i błagali, aby pośredniczył w ich 'negocjacjach' z Niebem. Deszcz lub śmierć - taki był odwieczny temat rozmów z Wszechmogącym. Talmud powiada o jednym rzeczniku ludu. Zwał się Rabi Choni „Ameagel” (Rabin Choni - rysujący krąg). A to dlatego, że jego „sposób” był znany: rysował na ziemi okrąg, wchodził do środka i zwracał się do Stwórcy z żądaniem: „Nie odejdę, dopóki nie ześlesz deszcz”. Wtem Niebiosa reagowały szybko, ale najwyraźniej lubiły droczyć się z mędrcem. Najpierw padła tylko lekka mżawka - to Rabin Choni natychmiast reagował: „Nie o to prosiłem, ale o prawdziwy deszcz, który nawodni pola” - tak więc następnie  z nieba lał się ulewny deszcz, grożąc powodzią, toteż przemoczony Rabin z miejsca rozgniewany krzyczał: „Nie prosiłem o coś takiego, lecz o dobry deszcz, który nie zniszczy, ale nawodni, pomnażając plony!”….  Dopiero wtedy wreszcie jego słowa były usłyszane a kraj ocalony. Raszbi w swoim pokoleniu działał inaczej. Gdy ludzie przychodzili do niego z prośbą o deszcz, nie rysował żadnych kręgów, a nawet nie wzywał Wszechmogącego po imieniu. Po prostu nucił sobie jedną ze swoich ulubionych fraz z techilim (psalmu): „Jak miło i przyjemnie jest siedzieć razem braćmi” ("Hine ma tow u ma naim szewet achim gam jachad...."). Legenda głosi, że nigdy nie zdarzyło mu się skończyć śpiewu tego zdania do’kropki’, ponieważ deszcz z nieba zaczynał padać natychmiast. "Jak on to robi?" - pytali się inni mędrcy. Bardzo proste. Przypomniał Stwórcy, że ludzie są braćmi, a jego głos był tak przekonujący, że [Stwórca] musiał uwierzyć i ... wybaczyć wszystkim i wszystko. Po prostu Raszbi bardzo kochał ludzi. Niezależnie od ich zalet, statusu i przekonań. Bardzo ich kochał. I dlatego nasze dzieci w Lag Ba-Omer nie tylko rozpalają ogniska, ale także strzelają z łuku. Wyraz "łuk" po hebrajsku brzmi dokładnie tak samo jak wyraz "tęcza" - „keszet”. Zapewne to dlatego, że mają podobny kształt - każde dziecko to potwierdzi. Jedynie z punktu widzenia filozofii żydowskiej tęcza nie jest do końca radosnym znakiem. To znaczy radosny, ale z domieszką goryczy. Tora stanowi, że ​​tęcza została wybrana jako symbol przymierza B-ga z ludźmi - pomimo tego, że ci ostatni raz po raz zatruwają planetę nienawiścią i zasługują na karę, ponownie im  się wybacza - i niech tak będzie…. Talmud świadczy o tym, że przez wszystkie dni życia Raszbiego tęcza nigdy nie pojawiła się na niebie, pomimo regularnych opadów deszczu, o które Raszbi zwracał się do  Nieba. Jego absolutna i wszechogarniająca miłość do ludzi odkupiła brak tej że miłości w ich własnych sercach i po prostu nie warto było się na nich gniewać, nawet postępując według najostrzejszego wzorca - „miara na miarę”. Dlatego nie świece. Dlatego ogniska. Tak wiele było braterskiej miłości w duszy tego człowieka. Bardzo chciało by się wierzyć w obietnicy mędrców, że taka miłość jest zaraźliwa.… Również my społeczność Chabad Lubawicz i Przyjaciele w Polsce świętujemy co rok Lag B'Omer w Warszawie